wtorek, 3 lipca 2018

Post dr Ewy Dąbrowskiej

Post dr Ewy Dąbrowskiej

Jakiś czas temu zaczęłam Post dr Ewy Dąbrowskiej. Chciałabym tu napisać swoje wrażenia i tego jak to u mnie przebiegało. Post Dr Dąbrowskiej inaczej dieta warzywno-owocowa, która za zadanie ma oczyścić nasz organizm z toksyn oraz lećzyć (?) Chyba można tak to nazwać. Jeść można tylko wybrane produkty. Z owoców to tylko: Jabłka, cytrusy i grejpfruty i czasem kiwi. Należy odstawić alkohol, kawę, mocną herbatę, papierosy. Post powinien trwać minimum 2 tygodnie a maksymalnie 6. Na początku mogą pojawić się "kryzysy odzdrowieńcze" takie jak: Bóle głowy, bóle stawów i innych części ciała i również może pojawić się gorączka. Powinno również odstawić się wszystkie leki przy konsultacji z lekarzem. Slowem wstępu to tyle. Odsyłam do strony DOKTOR.

Dlaczego zdecydowałam się na post?
Chciałam sprawdzić czy jestem w stanie wytrwać i to raczej było takim motywatorem do rozpoczęcia. Drugim czynnikiem było pozbycie się wszelkich toksyn z organizmu i dodaniu witamin. Najważniejszym czynnikiem była helicobacter Pylori bakteria z którą męczę się juz ponad 2 lata. Słyszałam, że komuś udało się zwalczyć bakterie dietą warzywno-owocową. Mi niestety leki, które brałam nie pomogły i czułam się po nich jeszcze gorzej. Zgaga, nadkwaśność, mdłości, bóle żołądka, wymioty nie ustały nadal mimo, ze stosuje się do zaleceń. Więc stwierdziłam, że chyba już nie mam nic do stracenia. Chciałam również sprawdzić czy post wpłynie także na moje nogi (piszczele), które kiedyś sobie zniszczyłam zbyt intensywnym ćwiczeniami. O diecie usłyszałam na youtube, ale przeszłam koło tego obojętnie. Po kilku dniach zaczęłam czytać o tym wszystkim i podjęłam "wyzwanie" a o tym jak to przebiegało u mnie przeczytacie niżej. Moim założeniem było by post trwał 3 tygodnie.


Jak post przebiegał u mnie?  
 Dzień 1-5 (25.06-29.06.2018)
 Pierwsze 5 dni przebiegło pomyślniej niż myślałam. Nie chodziłam jakoś bardzo głodna, czułam się nawet dobrze, chociaż doskwierały mi pewne objawy. 1 i 2 dnia było mi strasznie zimno (uczucie zimna takie jak kiedyś gdy brałam przedtreningówke), nie mogłam się ogrzać. 2 dnia także miałam mały kryzys, byłam głodna bardziej, ale to był "głod psychiczny" bardzo chciało mi się pieczywa (jestem osobą, która mogłaby jeść pieczywo prawie ze wszystkim) Dzień 3 był już o wiele lepszy, ochota na pieczywno minęła natomiast nadal było mi zimno, odczuwałam także silne pragnienie wody (Wcześniej już piłam dziennie po 1,5/2l wody) W tym dniu nabrałam także większej motywacji, ponieważ znalazłam kilka super przepisów! Dnia 4 (czwartek) był troche gorszym dniem, ponieważ dostałam zgagi, ale nie na tyle silnej by mi jakoś szczególnie przeszkadzała. Niestety zauważyłam także pogorszenie mojej cery, stała się bardziej szorstka, mniej nawodniona i to sprawiło, że się troche zdemotywowałam. W nocy z czwartku na piątek bolała mnie głowa, ból taki jak przy złym ciśnieniu. Dnia 5 (piątek) byłam bardzo senna i ciężko było mi wstać, czułam się jakby była godzina 6 rano. Jednak po porannym treningu wszystko minęło. Po południu zaczęłam sie gorzej czuć tak jakby brakowało mi magnezu, gorsza koncentracja i doszła senność - jednak to u mnie norma o tej godzinie oraz znów uczucie zimna. Zaczęła mnie znów boleć głowa jak wcześniej i zatoki. Puls wynosił ponad 100, ale normalnie u mnie wynosi w okolicach stówki. Obawiałam się jedynie weekendu.

Dodam także, że dnia 2 i 3 czułam się bardzo senna natomiast w nocy doskwierała mi bezsenność. Jeszcze musze powiedzieć, że popełniłam spory błąd w trakcie tych pierwszych 5 dni, ponieważ nie miałam dokładnej listy dozwolonych owoców i myślałam, ze mozna w zasadzie wszystkie, więc wiekszość niedozwolonych kupiłam i jadłam na śniadanie, ale nie było tego bardzo dużo. Przez ten cały czas oczywiście wykonywałam ćwiczenia siłowe jak i cardio.

 Weekend
 dzień 6-7 (30.06-1.07.2018)
Bardzo się obawiałam tych dni i pokus jakie będę miała, ale nie dałam się im. Jak się czułam? W nocy z piątku na sobote było źle i bardzo męczyła mnie zgaga i chciałam już przerwać post, ale rano było już okej, więc się nie poddałam. W sobotę było okej, ale bardzo bolała mnie głowa i zatoki. Przyszła niedziela w której się poddałam po południu, a przyczyną była właśnie zgaga i bakteria. Niestety jest tak, że mając tą bakterie nie można doprowadzać do głodu a post opiera się na głodówcę. Dla mnie natomiast ważniejsze jest moje zdrowie i to jak się czuje i mój organizm a męczyłam się przez tą zgage bardzo.

Czy żałuje?
Źle się z tym czuje, że nie dałam rady wytrzymać tych 3tygodni tak jak sobie zakładałam, bo wiem, że gdyby nie męcząc mnie zgaga to dałabym radę, bo tak źle nie było. Mówi się trudno. Zauważyłam, że już nie potrzebuje tyle jedzenia i szybciej się najadam, jem o wiele mniej a zgaga już nie męczy odkąd przerwałam post, więc wszystko okej :) W tydzień schudłam około 1,5kg :)

piątek, 20 października 2017

Proteinowy sernik z białym snickersem #288

Hej, hej! :) Znów mnie tu nie było, ale mam zapierdziel na uczelni. No dobra, może nie aż tak, ale od poniedziałku do środy zajęcia od 9 do 17/18 :) Więc sami rozumiecie. Piątki mam wolne i mam zamiar publikować posty. Dziś przychodze z przepisem na super sernik! zdrowy i przepyszny. Nie będe kłamać, ale tak naprawdę nic nie przebije prawdziwego sernika mamy! :) Dobra, dobra nie będę się tu niepotrzebnie rozpisyać, przepis znajdziecie TU .


Dla tych którzy nie mają instagrama przepis wklejam tu: 
  • 2 op. wysokobiałkowego jogurtu naturalnego (lidl, biedra), 
  • 40g budyniu waniliowego - proszek.
  • 100g białek jaj ubitych na pianę 
wymieszać dokładnie.
  • do środka wrzucić pokrojonego białego snickersa. 
  • masę wylać do keksówki na 50g ułożonych biszkoptów. 
  • piec w 180°C przez 45 minut.
 Robienie tego ciasta to dosłownie chwila! Więc jak najbardziej polecam! Jutro sobota i można robić, a rodzina na pewno będzie zachwycona. Może dacie znać jaki chcecie następny post? Przepis na fit pizze, na ciasto kokosowe czy może recenzje serum do rzęs? :) Dajcie znać w komentarzach.

wtorek, 12 września 2017

Mocno kokosowe ciasto! #287

Hej! :)
Wiem, że poprzedni post sugerował, że może mnie tu już nie być, raczej żadnych postów, ale jednak postanowiłam coś tu napisać. Dziś przychodzę do was z ciastem (mocno) kokosowym. Od razu zaznaczam, że przepis nie jest mój i raczej wszystkie ciasta i inne rzeczy które będę tu wrzucać nie będą moimi pomysłami. Postanowiłam po prostu, że będę tu pokazywać ciekawe przepisy, które znalazłam na insta i które wypróbowałam :) Akurat ten jest od: INSTAGRAM i tam również jest przepis. Natomiast tutaj również go dodam dla tych, którzy nie mają dostępu do insta.

Ciasto mi wyszło! I to nawet bardzo dobre, lubie kokos, więc dla mnie to, że jest go aż 'tyle' to nie problem. Dla mojego chłopaka za mało słodkiego, ale to nic dziwnego, zawsze jest za mało słodkie.
Przyznam się, że pierwszy raz przy tym cieście(?) wyszła mi żelatyna, bez żadnych grudek, idealnie wręcz. Nigdy wcześniej mi to nie wychodziło i było coś nie tak. Jednak już wszystko ogarnęłam :)

Moje ciasto wyszło tak:  

Było pyszne, ale myśle, że następnym razem dodam troche dżemu.


Przepis: 
 Spod
-5 łyżek mąki kokosowej
-1 łyżka oleju kokosowego (płynnego) - Ja osobiście nie miałam, więc nie dałam.
-1 łyżka miodu
-4 jajka
Wszystko razem wymieszać i wyłożyć na blaszkę. Pięć ok 15 min w temp 180 stopni.
Pozostawić do wystygnięcia.
Góra
*Rozpuściłam ok 20g. żelatyny w 150ml wody. I zostawiam do wystygnięcia.
-1,5 puszki mleka kokosowego (puszka części stałej i pól puszki części płynnej)
-5 łyżek mąki kokosowej.
-150 g wiórków kokosowych - Mi się chyba więcej sypnęło!
-40g odzywki białkowej - ja dodałam o smaku Waniliowym.
Wszystko razem mieszamy w misce i dodajemy wystudzoną żelatynę do masy. Całość przelewamy na wcześniej już upieczony spod i wkladam do lodówki. Smacznego!  

Niestety za długo trzymałam spód w piekarniku i nie wyszedł taki jak chciałam, 
ale myśle, że następnym razem będzie lepiej! :) 


piątek, 7 lipca 2017

6 miesięcy później. #286

Mineło ponad 6 miesięcy od ostatniego posta. Miałam bardzo dużu pomysłów na to o czym powinnam tu napisać, ale tak naprawdę chyba nigdy nie chciałam tego robić i zawsze było coś ważniejszego. Teraz mam już wakacje, skończyłam 1 rok studiów i jakby to się nie skończyło to idę dalej. Oczywiście ten free time to tylko teoretycznie, ponieważ trzeba się do jakieś pracy załapać. Prawdziwe wakacje będę miała w sierpniu jak z ukochanym pojedziemy nad morze, znów wybraliśmy Rewal. To naprawdę fajne miasto, a obok jest Niechorze, które również darzę wielką sympatią. U mnie nic się nie zmieniło, nadal w tym samym miejscu, nadal mieszkamy razem, nadal studiuje psychologie (nadal, jak przecież dopiero zaczęłam tak naprawdę) nadal ćwiczę i staram się zdrowo jeść - dla zdrowia, siebie i mojego chorego żołądka. I nie, nie narzekam, że tak jest, bo jestem bardzo szczęśliwa z tego wszystkiego i z tego gdzie jestem i że właśnie z nim - zaraz minie 3,5 roku, a przed nami jeszcze całe życie razem. Dziękuje kochanie.

Nie wiem kiedy kolejny raz coś tu napisze i czy w ogóle napisze. Chyba już nie potrafie tego robić i to nie dla mnie, chociaż czasami naprawdę bardzo bym chciała, ale później to wszystko gdzieś ulatuje i ta moja 'chęć' zanika, tak po prostu. To tyle.



 

sobota, 31 grudnia 2016

To był dobry rok! #285

Rok 2016 powoli się kończy. Nie wiem jak to się stało, że tak szybko zleciał, nie wiem kiedy, ale taka kolej rzeczy. Jeden rok odchodzi, przychodzi następny. Czy ten rok był dla mnie dobry/udany? Nie mogę nic innego napisac jak to, że był, a nie, nadal jeszcze jest to bardzo dobry i szczęśliwy rok. Prawda jest taka, że od 3 lat każdy rok jest dobry, ponieważ mam przy sobie najważniejszą osobę dla mnie, mam miłośc i daje miłość. 
Jednak to dopiero w tym roku udało mi się osiągnać to co planowałam od bardzo dawna i układa się tak jak chce.
   
Luty-marzec pokazał mi, że trzeba walczyć o swoje marzenia, nawet te najmniejsz i walczyć o siebie, o swoje i nigdy się nie poddawać. Co przyczyniło się do tego co pisałam wyżej, czyli osiągnięcie swoich postanowień z dzieciństwa(?) Zdana matura, studia, zamieszkanie z najwaspanialszym mężczyzną na całej ziemi! Dopiero grudzień dał się we znaki - chyba najgorszy miesiąc z całego roku, ale przecież nie może być zbyt kolorowo. A najważniejsze jest to, że kolejny rok spędziłam z miłością mojego życia i wydaje mi się, że to jest najpiękniejsze i najlepsze co mnie spotkało nie tylko w tym roku a we wszystkich 3 razem wziętych. 

Niestety rok nie był dobry jeżeli chodzi o zdrowie.. które ponoć jest najważniejsze.


Postanowień na nowy rok nie mam, jak co roku. Nadal będę ćwiczyć, zdrowo się odzywiać, czytać książki i słuchać tego samego gatunku muzycznego. Życzę sobie tylko aby ten rok był również dobry, aby udało mi się osiągnąć to o czym marze i żebyśmi razem byli szczęsliwi, ale to już zależy tylko od nas. I żebym przetrwała sesje egzaminacyjną i wszystko pozaliczała. I bym już przestała się denerwować bez powodu i znalazła czas też na bloga. 

Wam życzę oczywiście aby przyszły rok był szczęśliwy i udany. Spełniajcie swoje marzenia i nie poddawajcie się nigdy. Życzę wam byście nie zapominali o tym co w życiu jest najważniejsze. Szczerych i prawdziwych przyjaciół. I oczywiście miłości, prawdziwej *Świat potrzebuje miłości* W życiu liczy się tylko miłość, możecie mi wierzyć lub nie, ale tak jest.